Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/48

Ta strona została przepisana.

jakieś podpatrzone próby rysunkowe dzieciaka. I aż do retoryki, już Klaudyusz przez lat siedm pozostawał na południu, najprzód jako pensyonarz, następnie jako dochodzący uczeń kolegium, zamieszkując u swego protektora. Pewnego poranka wszakże, zastano tegoż najniespodziewaniej nieżywym w łóżku. W testamencie legował on młodzieńcowi tysiąc franków rocznego dochodu z możnością rozporządzania odnośnym kapitałem, skoro dojdzie do lat dwudziestu pięciu. Młody chłopak, który się palił do malarstwa, porzucił natychmiast kolegium, nie chcąc już próbować nawet zdać egzaminu na stopień bakalareata i podążył do Paryża, gdzie go tymczasem wyprzedził był przyjaciel jego Sandoz.
W kolegium Plassans, od ósmej klasy, było ich trzech, nierozdzielnych, jak ich nazywano: Klaudyusz Lantier, Piotr Sandoz i Ludwik Dubuche. Przybyli z trzech różnych światów, odrębni naturą, urodzeni tylko jednego roku o kilka zaledwie miesięcy różnicy, złączyli się od razu zaraz z sobą i na zawsze pociągnieci do siebie tajemnem duchowem powinowactwem, żądzą niewyraźną jeszcze wspólnej ambicyi, zbudzeniem się wyższej inteligencyi pośród prostaczej czerni obrzydłych hebesów, którzy znęcali się nad nimi.
Ojciec Sandoza, hiszpan, który się schronił do Francy i na skutek jakiejś politycznej zawieruchy, założył był w pobliżu Plassans papiernię,