Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/480

Ta strona została przepisana.

den! Ale przeszedł po kilkakroć przed Pałacem Industryi, którego brama budziła w nim szczególniejsze zajęcie swą burzliwością, tłumami przeciągających artystów-wyborców, których wyrywali sobie wzajem jacyś ludzie w brudnej odzieży, obwołujący listy, ze trzydzieści list rozmaitych, wszelakich koteryj, różnych opinij, listę pracowni Szkoły, listę liberalną, niepodległą, pojednawczą, listę młodych, listę artystek. Powiedział byś: przeddzień rozruchów, istny rząd wyborczy, przed drzwiami parlamentu.
Wieczorem, począwszy od czwartej już, kiedy wotowanie było skończone, Klaudyusz nie mógł się o przed pokusie wejścia i dowiedzenia się o jego rezultacie. Teraz schody już były wolne, mógł wchodzić, kto chciał tylko. Na górze wpadł do olbrzymiej sali komitetu sędziów, której okna wychodziły na Pola Elizejskie. Stół dwunastometrowy zajmował jej środek, kiedy tymczasem w monumentalnym kominku, płonęły całe pnie drzew. I było tam cztery do pięciuset wyborców, pozostałych do obliczenia kresek, w towarzystwie przyjaciół lub ciekawych tylko, rozprawiających głośno, śmiejących się, napełniających wysoką salę istnym rykiem burzy. Już w około stołu organizowały się biura, działały, z piętnaście w ogóle, każde z przewodniczącym na czele i dwoma skruktatorami. Ale potrzeba było jeszcze zorganizować ich coś trzy, czy cztery, a nikt nie przedstawiał się już, wszyscy uciekali z oba-