Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/497

Ta strona została przepisana.

Nazajutrz rano zaraz, Fagerolles karteczką dwuwierszową zawiadomił Klaudyusza, że udało mu się wprowadzić „Dziecko umarłe“ do Salonu, ale że go to dużo kosztowało trudu. Mimo radość, jaką mu sprawiła ta nowina, Klaudyuszowi ścisnęło się serce, kiedy czytał te wyrazy: ta zwięzłość, coś w rodzaju życzliwości litościwej, całe upokorzenie tej sprawy widocznem było w każdem słowie. Przez chwilę czuł się nieszczęśliwym tem przyjęciem, wstydem, który mu ono przynosiło, do tego stopnia, że chętnie radby był odebrać swój obraz i ukryć go gdzieś głęboko. Potem wszakże to uczucie delikatności ustąpiło, weszła w grę duma artystyczna, tak bo nędza jego ludzka krwawiła się długiem oczekiwaniem na powodzenie. Ah! być widzianym, dojść do oczu publiki, bądź co bądź! Był w stadyum ostatniej już kapitulacyi i począł znów pragnąć otwarcia Salonu z gorączkową niecierpliwością debiutanta, żyjącego wciąż w złudzeniu, wizyi tłumów, fali głów ludzkich, kupiących się gromadnie i podziwiających jego płótno.
Zwolna Paryż uznał był dniem modnym dzień werniksowania, ten dzień, w którym dawniej wolno było wejść tylko malarzom, aby ostatecznie przystroić swe obrazy. Teraz była to premiera, jedna z tych uroczystości, które całe miasto w ruch wprawiają, a sale wystawy napełniają tłokiem. Od tygodnia, prasa, ulica, publiczność, wszystko to należało do artystów. Zajmo-