Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/504

Ta strona została przepisana.

zwykły galop pierwszej godziny, wszyscy szukali swych obrazów, biegli zabezpieczyć się; potem wybuchały rekryminacye, pretensye hałaśliwe a nieskończone: ten był za wysoko, temu światło źle padało, tamtemu sąsiedztwa zabijały cały efekt, ów znowu skarżył się, że mu obraz zdejmą, z gwoździa i zabiorą. Jeden zwłaszcza był zaciekły, wysoki, chudy, ścigający z sali do sali Fagerolla, który daremnie tłumaczył mu swoją niewinność: on nic w tem niemoże, szli za porządkiem numerów rozklasyfikowania, ściana każdej sali kładzioną była na ziemi, następnie zawieszaną, przyczem dla nikogo nie robiono faworów. I posunął uprzejmość aż do przyrzeczenia swej interwencyi podczas przekształcania sal po rozdaniu medalów, czem wszakże nieułagodził drągala, który niezaprzestal go ścigać.
Przez chwilę. Klaudyusz rozpychał tłum, aby go zapytać, gdzie umieszczono jego płótno. Potem wszakże powstrzymała go jakaś duma, kiedy go zobaczył, iż tak był otoczonym. Nie byłaż głupią i bolesną ta bezustanna potrzeba drugiego! Zresztą przychodziło mu na myśl, że prawdopodobnie pominął cały szereg sal na prawo i w rzeczy samej były tam całkiem nowe dla niego obrazy. Dostał się wreszcie do jednej sali, gdzie tłum dusił się w masie przed wielkim obrazem, zajmującym honorową ścianę w pośrodku. Najpierw niemógł go zobaczyć po za falą ramion, gęstym murem głów, szańcem kapeluszy. Prześcigano