nia pokory, jak niegdyś. I mówił o Fagerollu, jak o malarzu należącym wyłącznie do niego, jak o wyrobniku na jego żołdzie, jak o swoim najemniku, którego musiał często strofować i prowadzić. On to zainstalował go na alei Villiers, zmusił do posiadania własnego pałacu, umeblował jak publiczną dziewczynę, obdłużając dostawą dywanów i gracików, ażeby następnie uczynić go zależnym od swej łaski; a teraz poczynał go oskarżać o brak porządku, o to, że się kompromituje lekkomyślnie. Bo weźmy naprzykład ten obraz, nigdy poważny malarz nie byłby go przysłał do Salonu; bezwątpienia robi to dosyć hałasu, mówią coś nawet o medalu honorowym; ale nic gorszego nad to dla cen wysokich. Kiedy się chce mieć amerykanów, trzeba umieć spokojnie zostać u siebie, jak bóstwo w głębi świątyni.
— Kochany panie, wierz mi lub nie wierz, ale chętnie byłbym z własnej kieszeni wydał dwadzieścia tysięcy franków, aby dzienniki nie narobiły całej tej wrzawy o tegorocznym obrazie mego Fagerolla.
Bongrand, który słuchał odważnie, mimo cierpienia, jakie mu to sprawiało, uśmiechnął się zlekka.
— Wistocie, może za daleko posunięto niedyskrecyę... Wczoraj czytałem artykuł, z którego dowiedziałem się, że Fagerolles zjada codziennie rano dwa jaja na miękko.
Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/513
Ta strona została przepisana.