Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/532

Ta strona została przepisana.

— Pisałem do ciebie, chciałem ci iść podziękować.. Bongrand mi mówił, z jakim ci to przyszło trudem. Dziękuję ci jeszcze.
Ale Fagerolles przerwał mu żywo:
— Cóż u dyabla, przecieżem winien to był starej naszej przyjaźni. To dla mnie zadowolenie żem mógł ci sprawić tę przyjemność.
I ogarnęło go znowu to zakłopotanie, jakiego doznawał zawsze w obec nieprzyznawanego mistrza swej młodości, ten rodzaj niepokonanej pokory w obliczu człowieka, którego niema pogarda wystarczała w tej chwili do zatrucia mu całego tryumfu.
— Twój obraz jest bardzo ładny — dodał Klaudyusz powoli, chcąc się okazać dobrym i odważnym.
Ta prosta pochwała przejęła serce Fagerolla dziwnem, niepokonanem wzruszeniem, które sam niewiedział, zkąd mu się wzięło; i ten okropny człowiek bez wiary, nawykły do ciągłej blagi, odpowiedział głosem drżącym:
— Ah! mój kochany, jakiś ty poczciwy, że mi to mówisz! Sandoz otrzymał wreszcie dwie filiżanki kawy, a ponieważ garson zapomniał cukru, trzeba było poprzestać na kawałkach pozostawionych przez jakąś familię przy sąsiednim stoliku. Stoliki opróżniały się potrosze, ale swoboda za to wzrosła, rozległ się wesoły śmiech kobiecy, tak