Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/534

Ta strona została przepisana.

dziedziczność chęci zysku, która popychała go potajemnie do najnikczemniejszych spekulacyj, odkąd zarobił pierwszego franka, dziś urosła w nim do olbrzymich rozmiarów i zrobiła go okropnym człowiekiem, wysysającym do ostatniej kropli krwi artystów i amatorów, którzy popadli mu w ręce.
I pośród tego to ciągłego urastania fortuny, wszechpotężna Matylda zdołała doprowadzić go do tego, że błagał ją z płaczem, aby została jego żoną, którą to propozycyę odrzucała przez pół roku.
— Kiedy się ma żyć z sobą — mówił dalej najlepiej jest zregulować sytuacyę. Co? ty, coś sam przez to przeszedł, mój kochany, wiesz to dobrze... Gdybym ci powiedział, że ona nie chciała zgodzić się na to, o tak! z obawy, by jej źle niesądzono, i by mi nie wyrządziła krzywdy... Oh! bo to dusza wielka, a jakiej niesłychanej delikatności uczuć!... Nie, widzisz, trudno mieć wyobrażenie o wszystkich zaletach, tej kobiety. Poświęcona bez granic, zawsze zajęta tem tylko, aby ci dogodzić, oszczędna, a sprytna! — u niej znajdziesz zawsze dobrą radę... Ah! prawdziwie, trzeba mi było mieć szczęście, żeby ją spotkać! Nic już dzić nie przedsiębiorę bez niej, na nią zdaję wszystko, ona kieruje wszystkiem, słowo honoru!
Prawdą było, że Matylda doprowadziła go w końcu do bojaźliwego posłuszeństwa chłopię-