Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/535

Ta strona została przepisana.

cia, którego sama groźba utraty jakiejś przyjemności doprowadza do zupełnej uległości. Tyranizująca małżonka, zgłodniała poszanowania, trawiona ambicyą i żądzą zysku wytworzyła się z tej dawnej bezwstydnicy. Nie zdradzała go nawet, cnotliwa była tą cierpką cnotą kobiet uczciwych po za dawnemi praktykami, które zachowała w stosunku z nim samym i z których ukuła sobie małżeński oręż swej potęgi. Powiadano, że widziano, jak oboje przystępowali do komunii w kościele Notre-Dame de Lorette. Całowali się w towarzystwie, nazywali pieszczotliwemi przydomkami. Wieczorem tylko musiał jej zdać sprawę z dnia całego, a jeśli użytek jednej bodaj godziny był niejasnym, jeżeli nie przyniósł aż do ostatniego centyma każdego zarobionego grosza, musiał pokutować za to najokropniejszą nocą; groziła mu ciężkiemi chorobami, oziębiała łoże pobożnemi odmowami, tak, że za każdy raz okupywał drożej jeszcze jej przebaczenie.
— A więc — powtórzył Jory, znajdując upodobanie w opowiadaniu swej historyi — czekaliśmy na śmierć ojca, i ożeniłem się z nią.
Klaudyusz, którego myśli były dotąd gdzieś dalego, choć kiwał głową udając, że słucha, uderzony został dopiero ostatnim frazesem.
— Jakto, ożeniłeś się z nią?... z Matyldą!
W okrzyku tym odbiło się całe zdumienie, wszystkie wspomnienia zajść w pracowni Ma-