Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/538

Ta strona została przepisana.

I on zażądał rachunku. Wszystkie stoliki opróżniały się. Pozostały tylko stosy kości i kawałków chleba. Dwóch garsonów zmywało gąbką marmury, trzeci uzbrojony grabiami równał piasek zapluty i zasypany okruchami. A po za draperyą brązową personel służbowy zasiadł teraz do śniadania, słychać było szelest szczęk poruszanych, śmiechy ordynarne, cały ten rozgwar, towarzyszący czynności żucia cygańskiego obozowiska, zajętego wyskrobywaniem rondli.
Klaudyusz i Sandoz obeszli do koła ogród i odkryli posąg rzeźbiarza Mahoudeau, bardzo źle ustawiony, w kącie, w pobliżu Wschodniego przysionka. Była to nakoniec owa „Kobieta kąpiąca się“ w postawie stojącej, ale zmniejszona jeszcze, wielkości zaledwie dziesięcioletniej dziewczynki, zachwycającego wdzięku, ud wysmukłych, drobnych piersi, wytworna a nieśmiała, jak rozkwitający pączek. Szła od niej woń jakaś, gracya, której nic dać nie zdoła i która rozkwita kędy chce, wdzięk nieprzeparty, który gwałtem wyrywał się z pod tych grubych palców bezświadomego siebie robotnika.
Sandoz niemógł powstrzymać uśmiechu.
— I powiedzieć, że ten chłopak robił wszystko co mógł, aby popaczyć swój talent!... Gdyby mu byli dali lepsze miejsce, byłby miał ogromne powodzenie.