Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/544

Ta strona została przepisana.

chłodnemu spokojowi, tak niewłaściwemu jego naturze, przejął ją straszny niepokój.
Po obiedzie, kiedy odnosiła talerze do kuchni, za powrotem nie zastała go już przy stole. Otworzył sobie okno, wychodzące na jakąś pustkę i wychylił się przez nie tak, że go w pierwszej chwili zupełnie nie spostrzegła. Potem, przerażona rzuciła się ku oknu i pociągnęła go za żakiet.
KlaudyuszuI Klaudyuszu! co ty robisz?
Odwrócił się blady jak płótno, z okropnym jakimś szałem w oczach:
— Patrzę.
Ale ona drżącemi rękoma zamknęła co prędzej; okno i taką ta chwila przejęła ją trwogą, że usnąć już nie mogła przez noc całą.