ża w drugi; Jawnogrzesznica w pośrodku, kopia Mantegna po lewej, a Piec Mahoudeau po prawej stronie. Wieczorem, kiedy lampy naftowe zabłysnęły światłem, kiedy fortunki zgrzytały i promieniały jak gwiazdy, trudno było o coś piękniejszego nad te obrazy w krwawej purpurze draperyj; i naród zdumiony stawał też przed niemi tłumnie, zagapiony.
Na widok ten Klaudyuszowi wyrwał się okrzyk:
— Ah! mój Boże!... Ależ te obrazy wyglądają, tu doskonale! Na to były widocznie zrobione.
Kopia Mantegna zwłaszcza, tak naiwnie oschła, spełzła, nadawała się jak raz dla przyjemności prostaczków; kiedy tymczasem piec wykończony drobiazgowo i stanowiący pendant do Chrystusa wyrzezanego z piernika, przedstawiał się nadspodziewanie wesoło.
Chaine wszakże, spostrzegłszy obu przyjaciół, podał im rękę z takim spokojem, jakgdyby rozstał się z nimi wczoraj zaledwie. Był spokojny, nie pysznił się, ani wstydził swego kramu i nie zestarzał ani trochę; cerę miał zawsze miedzianą, nos zniknął kompletnie między policzkami, usta obwisłe, milczące, zagłębione w gęstwinie brody.
— No proszę! Ludzie schodzą się z sobą napowrót — zawołał wesoło Sandoz. — Czy wiesz, że twoje obrazy wcale efektownie tutaj wyglądają...
Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/549
Ta strona została przepisana.