dzieci. Dlaczegóżby nie zajść go znienacka, skoro, jak się zdawało, pragnął nawiązać znów na nowo dawne stosunki? Daremnie jednak Sandoz powtarzał, że musiał mu dać słowo, iż przywiezie z sobą Klaudyusza, ten odmawiał wciąż upornie; zdało się jakby przejmowała go trwoga na samą myśl, że znów przyjdzie zobaczyć mu Bennecourt, Sekwanę, wyspy, wszystkie te miejsca, w których jego szczęścia leżały umarłe i pogrzebione. Trzeba aż było, by się wdała w to Krystyna i prośbom jej uległ wreszcie, acz z prawdziwą odrazą. W wilię dnia tego właśnie, pracował był nad swym obrazem, nowym napadem gorączki nawiedzony. To też nazajutrz rano, a było to w niedzielę, z prawdziwym trudem i boleścią oderwał się od stalug. Bo i po co tam powracać? Wszystko to już umarłe zdawna i nie istnieje. Nie istnieje dlań nic na świecie prócz Paryża, a tu jeszcze w tym Paryżu nic, nad jeden widnokrąg, nad szczyty Cité, tę wizyę, co go prześladuje zawsze i wszędzie, ten jeden wyłącznie kątek ziemi, do którego przykutem jest jego serce.
W wagonie, Sandoz, widząc go zdenerwowanym z oczyma wciąż zwróconemi ku oknu, jak gdyby opuszczał na lata całe miasto, zwolna zacierające się niknące w mgłach, silił się, by go zabawić i począł opowiadać mu wszystko, co słyszał o istotnej sytuacyi Dubucha. Naprzód papa Margaillan, dumny ze swego zięcia, ozdo-
Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/552
Ta strona została przepisana.