Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/574

Ta strona została przepisana.

na Batignolach jeszcze ofiarowała mu ona kiedyś na imieniny. Biegali oboje razem po antykwarzach, opanowała ich formalna mania skupowania rzadkości; on zadawalniał tem dawne w młodości żywione pragnienia, romantyczne ambicye, zrodzone niegdyś z pierwszych czytanych książek; tak że ten pisarz tak okropnie, tak dziko niemal nowoczesny w mieszkaniu swojem otaczał się dokoła średniemi wieki, o których marzył ongi, mając lat piętnaście. Tłumacząc się z tego, mówił ze śmiechem, że piękne meble modne zbyt są drogie, kiedy tymczasem mieszkanie dochodziło do pewnego oryginalnego kolorytu i pozbywało się powszedniości za pomocą rzeczy starych, choćby pospolitych nawet. Nie było w nim nic z kolekcyonisty zresztą, zależało mu przedewszystkiem na tem, jak to wygląda, jakie wrażenie sprawia całość; i w istocie, salon, oświecony dwoma holenderskiemi staremi lampami, przybierał jakiś ton spełzły, łagodny niesłychanie, ciepły, stare przygasłe złote hafty z dalmatyk, poumieszczane aplikacyą na krzesłach, pożółkłe inkrustacye włoskiego gabinetu, oszklone holenderskie zastawki okien, zlewające się barwy wschodnich portyer, drobiazgi ze spiżu, fajansu, emalii, pobladłe ze starości, wybornie odbijały od neutralnego obicia pokoju ciemno czerwonego.
Klaudyusz i Krystyna przybyli pierwsi. Ta ostatnia przywdziała jedyną swoją czarną jedwa-