nie się napowrót wraz z ukazaniem się każdej nowej książki. Wielka praca jego życia postępowała, ta serya powieści, te tomy, które rzucał raz za razem ręką uporną, a pewną; szedł wprost do celu, który sobie założył, nie dając się pokonać niczem, ani przeszkodami, ani zniewagami, ani zmęczeniem.
— To prawda — odpowiedział wesoło — zmiękli jakoś tym razem. Jeden z nich nawet zrobił tak wielkie ustępstwo, że przyznał, iż jestem uczciwym człowiekiem. Otóż jak denegeruje się wszystko na tym świecie!... Ale bądź spokojny, wrócą oni do swego. Znam ja takich, których mózg zgoła inaczej ukształtowanym jest od mego, ci z pewnością nigdy nie zgodzą się z moją literacką formułą, z mojem zuchwalstwem językowem, z mojemi fizyologicznemi postaciami, działającemi pod wpływem czynników zewnętrznych; a mówię tu o kolegach szanujących się, pozostawiam zupełnie na boku głupców i łotrów... Co najlepiej, widzisz, chcąc pracować uczciwie nie spodziewać się ani dobrej wiary, ani sprawiedliwości. Trzeba umrzeć na to, aby uznano, że mam słuszność.
Oczy Klaudyusza nagle zwróciły się w jeden kąt salonu, przebijając zda się mur, biegły tam, gdzie je coś powoływało. Potem zmąciły się i powróciły znowu, kiedy w odpowiedzi na to, co mu mówił Sandoz, rzekł:
Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/576
Ta strona została przepisana.