Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/580

Ta strona została przepisana.

ściej w świecie. Rzeźbiarz pochylał się przed nią, pełen uszanowania, kiedy mąż tymczasem, ze zwykłą swą miną, pogodnej nieświadomości, przedstawił mu ją po raz dwudziesty może.
— A to moja żona, kolego! Podajcie sobie ręce.
Wówczas nadzwyczaj poważni, jak ludzie światowi, których znaglają do nazbyt pospiesznej poufałości, Matylda i Mahoudeau podali sobie ręce. Tylko jak skoro ten ostatni uwolnił się od tej pańszczyzny i znalazł z Gagnièrem w jednym kącie salonu, poczęli śmiać się obadwaj i przypominać sobie okropne słowa, różne obrzydliwości z dawnych czasów. Hę? dzisiaj ma żęby, ona co niegdyś, na szczęście, gryźć nie mogła!
I Oczekiwano Dubucha, przyrzekł był bowiem uroczyście, że przybędzie.
— Tak — tłumaczyła głośno Henryka — będzie nas tylko dziewięć osób. Fagerolles pisał dziś rano, wymawiając się, że wypadł mu nagle obiad oficyalny, na który zmuszony był się stawić... Wymknie się jednak i zajdzie około jedenastej.
Ale w tej chwili przyniesiono telegram. Dubuche telegrafował: „Niepodobieństwo ruszyć się. Kaszel niepokojący u Alicyi.”
— A zatem będzie nas tylko ośmioro — podjęła Henryka z rezygnacyą zmartwionej gospo-