dyni domu, która widzi jak jej się rozpraszają oczekiwani goście.
A ponieważ w tej chwili służący otwarł drzwi sali jadalnej oznajmiając, że już podano do stołu, dodała:
— Jesteśmy już w komplecie... Podaj mi pan rękę, Klaudyuszu.
Sandoz podał ramię Matyldzie, Jory poprowadził Krystynę, na samym końcu zaś postępowali Mahoudeau i Gagniére, żartując sobie dalej dość dosadnie z tego, co nazywali wypchaniem na świeżo pięknej kupcowej ziół.
Sala jadalna, do której przeszli teraz, obszerna bardzo, oświetlona była rzęsiście i odbijała wesołym kontrastem od dyskretnej jasności salonu.
Mury okryte były staremi fajansami. Dwa wielkie bufety, jeden ze szkłem, drugi ze srebrem, połyskiwały jak wystawy sklepowe jubilerów. Stół zaś przedewszystkiem ustawiony w pośrodku gorzał jarzącym blaskiem kaplicy, pod zawieszonemi w górze świecznikami, z białością swego obrusa, od którego odbijały umieszczone w wzorowym porządku nakrycia o malowanych talerzach, szklanki rznięte, białe i czerwone karafki, zakąski symetrycznie ustawione, otaczające bukiet środkowy — kosz róż purpurowych.
Siedli do stołu, Henryka między Klaudyuszem a Mahoudem, Sandoz między Matyldą a Krystyną, Jory i Gagnière po obu końcach i zaledwie służący rozdał był talerze z rosołem, kiedy pani
Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/581
Ta strona została przepisana.