Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/585

Ta strona została przepisana.

jak kurtyzankę, chciał odebrać swoje graty i obicia. Tamten wszakże, jak się zdaje, miał czas już zaciągnąć na to pożyczki... Powstaje zatem, widzicie, taka historya: kupiec oskarża go, że popsuł mu interesa, wystawiając swe obrazy przez próżność lekkomyślną; malarz odpowiada, że nie dopuści, aby go nadal okradano; i pożrą się teraz, pewien jestem!
Podniósł się teraz głos Gagnièra, głos nieubłagany a słodki, marzyciela zbudzonego nagle:
— Okradany, Fagerolles!... Przecież on nigdy nie miał powodzenia.
Poczęto protestować. Jakto, a jego roczna sprzedaż, co wynosiła do stu tysięcy franków, a jego medale, a krzyż? Ale on uparcie uśmiechał się z tajemniczą miną, jak gdyby fakta nie mówiły nic przeciw jego przekonaniu. Wstrząsał wciąż głową, pełen wzgardy.
— Dajcie mi pokój! Nigdy nie dowiedział się nawet, co to papier procentowy.
Jory zamierzał bronić talentu Fagerolla, którego uważał za swe dzieło, kiedy Henryka poprosiła ich o nieco skupienia dla jarząbków.
Nastało krótkie zawieszenie broni, pośród krystalicznego brzęku kieliszków i szczęku widelców o talerze. Stół, którego piękna symetrya poczęła już nieco iść w rozsypkę, zdało się, że płonął teraz cały u cierpkiego ognia sprzeczki. I Sandoz, przejęty niepokojem, dziwił się; cóż im się stało, że się gryzą tak zaciekle? Alboż nie