Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/587

Ta strona została przepisana.

a robi dość nikczemności, aby ją otrzymać. On, który dawniej mówił, że drwi sobie z zamówień, jak wielki artysta, obsaczony zewsząd przez amatorów, oblega teraz administracyę swojem płaszczeniem się, odkąd obrazy jego nie znajdują pokupu. Czy jest na świecie coś nikczemniejszego, od malarza, poniżającego się przed urzędnikiem? A te łamańce, te koncesye, te podłości? To hańba, to szkoła służalstwa — ta zależność sztuki, od dobrej woli jakiegoś głupca ministra! Fagerolles zatem z pewnością, na tym oficyalnym obiedzie liże teraz sumiennie buty jakiego naczelnika biura, jakiego kretyna, którego wartoby tylko wypchać!
— Mój Boże! — ozwał się Jory — robi sobie interesa jak może i doprawdy ma racyę... Wy przecież nie będziecie płacić za niego długów.
— Długów, a ja czyż je mam, ja, co zdycham z głodu? — odpowiedział Mahoudeau zarozumiale. — Czyż trzeba stawiać sobie pałace lub trzymać metresy, jak ta Irma, co go rujnuje.
Gagnière przerwał mu znowu swym dziwnym głosem wyroczni, stłumionym i dalekim.
— Irma, ależ to ona jemu płaci.
Irytowano się, żartowano, imię Irmy powtarzało się wciąż do koła stołu, kiedy Matylda, nadzwyczaj sztywna i milcząca przez przesadną chęć zachowania dobrego tonu, oburzyła się okropnie i z ruchem przerażenia, z ustami zesznurowanemi skromnisi i dewotki, zawołała: