Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/589

Ta strona została przepisana.

zimno w porównaniu z łaźnią, którą opuszczono, i kawa uspokoiła na chwilę współbiesiadników. Nikogo nie oczekiwano zresztą, prócz Fagerolla. Był to bowiem salon bardzo zamknięty, gospodarstwo nie werbowali tutaj klientów literackich, nie jednali sobie prasy za pomocą inwitacyj. Żona niecierpiała świata, mąż mówił ze śmiechem, że trzeba mu było na to lat dziesięciu, aby pokochać kogoś i kochać go zawsze. Miałożby to być nieziszczonem szczęściem? Kilka takich przyjaźni trwałych, kącik rodzinnego uczucia. Nigdy tu nie zabawiano się muzyką i nigdy nie była tu czytaną ani jedna stronica literackich utworów.
Tego czwartku, wieczór wydawał się bardzo długi, w pośród głuchej irytacyi trwającej ciągle. Panie przed dogasającym kominkiem rozpoczęły pogawędkę, a ponieważ służba, zdjąwszy nakrycia, otwierała napowrót drzwi sali jadalnej, pozostały wkrótce same, panowie bowiem przeszli tam na cygara i piwo.
Sandoz i Klaudyusz, którzy nie palili, powrócili wkrótce i siedli obok siebie na kanapie w pobliżu drzwi. Pierwszy szczęśliwy z tego, że widzi swego starego druha podnieconego i rozmownego, przypomniał mu wspomnienia z Plassans, z powodu nowiny, której się dowiedział w wilię dnia tego: tak, Pouilland, dawny figlarz sypialni, zostawszy adwokatem poważnym, miał teraz nieprzyjemności z powodu, że go schwytano na