sił, żeby sama powróciła już do domu. Czuła jak drżał całem ciałem, jak nim wstrząsał dreszcz jakiś febryczny, okropny, stanęła przerażona, przejęta zdumieniem i obawą: jakto, iść gdzieś koniecznie o tej godzinie, po północy już! Gdzie iść i po co? Odwrócił się już i wymykał jej, kiedy go dognała, błagając, aby szedł z nią razem pod pozorem, że się boi, że nie zechce chyba pozwolić, aby o tej porze szła sama na Montmartre. Ten wzgląd tylko zdało się skłonił go wyłącznie do wysłuchania jej życzeń. Podał jej napowrót rękę, przeszli ulice: Blanche, Lepie i wreszcie znaleźli się na ulicy Tourlaque. Przed bramą ich domu, zadzwoniwszy, opuścił ją znowu.
— Jesteś już w domu... Ja idę tam, gdziem miał pójść..
I coprędzej uciekał wielkiemi kroki, wymachująoc rękoma jak waryat. Drzwi otwarły się, niezamknęła ich nawet, poczęła go wołać zachrypłym głosem, rzuciła się za nim w pogoń. Doścignęła go na ulicy Lepie; ale z obawy rozdrażnienia go więcej jeszcze, postanowiła tylko nie tracić go z oczu i szła za nim o jakie trzydzieści metrów tak, by on się niedomyślił, że go ściga.
Minąwszy ulicę Lepie, zwrócił się na ulicę Blanche, potem poszedł przez Chaussee-d’Antin i ulicę du Quatre-Septembre, aż do ulicy Richelieu. Kiedy zobaczyła, że się zwraca w tę ostatnią, przejął ją dreszcz śmiertelny: szedł ku Sekwanie. Ta to okropna trwoga nocami spać jej
Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/601
Ta strona została przepisana.