Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/605

Ta strona została przepisana.

to wynurzając się, to napowrót znów tonąc w ciemnościach.
Gdzież zatonęła tryumfalna wyspa? Czyżby w głębi tych wód płonących? Patrzał wciąż, zwolna zajęty już tylko biegiem toczących się fal pośród czarnej nocy. Pochylił się nad tą fosą szeroką, z której wiał chłód przepaści, gdzie płomyki tańczyły tajemniczym korowodem. I pociągał go ten głuchy, smutny, szum fali, słuchał jak go przywołuje, nęci, pełen śmiertelnej rozpaczy.
Krystyna na ten raz poczuła, po ścieśnieniu jej własnego serca, że przyszła mu do głowy ta myśl straszna. Wyciągnęła słabe swe dłonie, które wiatr smagał. Ale Klaudyusz stał wyprostowany, walcząc z tą słodką pokusą śmierci; i nie ruszył się ztamtąd przez godzinę jeszcze, straciwszy już rachubę czasu, ze spojrzeniem wlepionem wciąż tam, w tę Cité, jak gdyby cudem potęgi oczy jego miały zapalić światło, któreby pozwoliło mu ją ujrzeć.
Kiedy nakoniec Klaudyusz opuścił chwiejnym krokiem most, Krystyna musiała go wyprzedzić i biedź, ażeby stanąć przed nim na ulicy Tourlaque.