Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/637

Ta strona została przepisana.

kowicie słuszną; wyście wszyscy buntowniczymi j ego synami. Tak i on ze swoją wielką kobietą nagą, pośród nadbrzeży, tym symbolem szalonym!...
— Ah! ta kobieta — przerwał Sandoz — to ona go zadusiła. Gdybyś pan wiedział, jaką on do niej przywiązywał wagę! Nigdy nie było mi podobieństwem odegnać ją od niego... Jakżeż więc chciałbyś pan, by mieć wzrok jasny, równowagę i pewność w mózgu, kiedy ci takie fantasmagorye wciąż odradzają się w czaszce?... Nawet po waszej generacyi, nasza zbyt jest zbrukaną liryzmem, aby mogła po sobie pozostawić zdrowe dzieła. Trzeba będzie jednej jeszcze, może dwu generacyj, zanim poczną malować i pisać logicznie, w szczytnej i czystej prostocie prawdy... Wyłącznie tylko prawda, natura jest jedyną możliwą podwaliną, ustawą potrzebną, granicą, po za obrębem której poczyna się szaleństwo, i niechaj nikt się nie lęka, że tem obniży wartość „dzieła“, że je uczyni poziomem, toć na to jest temperament, który uniesie zawsze twórcę. Alboż myśli kto zaprzeczać osobiście tego rysu mimowolnego, który przetwarza kreacyę i czyni ją naszą własną!
Ale odwrócił głowę i dodał nagle:
— Patrzcie! Co tu się pali?... Czyżby rozpalano tu radosne jakieś ogniska?
Orszak pogrzebowy zwrócił się był, dochodząc do Rond-Point, gdzie była kostnica, wspólny skle-