Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/643

Ta strona została przepisana.

nićmi, budka dozorcy, tarcza sygnałowa, jedyna plama czerwona i ruchoma. Kiedy toczył się pociąg z hukiem gromu, rozróżnić można było wyraźnie, jak na transparencie chińskich cieniów, kontury wagonów, aż do ludzi siedzących w jasnych otworach okien. I linia znów się opróżniła, prosta kreska atramentowa przecinająca horyzont; w dali tymczasem, bez przerwy, inne świsty przyzywały, skarżyły się, przeraźliwe gniewem, ochrypłe cierpieniem, zdławione rozpaczą. Potem ozwał się ponury róg sygnałowy.
Revertitur in terram suam unde erat... — recytował ksiądz, który otwarł był książkę i spieszył się.
Ale już go nie słyszano, ciężka lokomotywa nadeszła, dysząc i sapiąc i rozpoczęła swoje manewra tuż po nad odbywającym się obrzędem. Ta miała głos donośny i chrapliwy, świst gardłowy, niezmiernie melancholijny. Szła naprzód, odchodziła, powracała, zwrócona ciężkim profilem potworu. Nagle wypuściła parę z szalonym łoskotem burzy.
Raquiescat in pace — mówił ksiądz. Tekst pochyłą czcionkąAmen — odpowiedział ministrant.
A wszystko to uniesionem zostało w huku tej detonacyi przeraźliwej i ogłuszającej, która się przedłużała z gwałtownością rotowego ognia.
Bongrand, zrozpaczony, zwracał się ku lokomotywie. Umilkła, była to prawdziwa ulga. Oczy Sandoza zaszły łzami, wzruszony był już