Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/79

Ta strona została przepisana.

wiania ram i rysowania planów. A ileż to śniadań złożonych wyłącznie z filiżanki czekolady i bułeczki, ażeby módz dać dwadzieścia franków — woźnemu! ileż arkuszy zagryzmolonych mozolnie, ile godzin spędzonych u siebie w domu nad szpargałami, zanim ośmielił się przedstawić w szkole! Trzeba było być zaciekłym, mimo wszystkich jego wysiłków, niezmordowanego pracownika: brak mu było wyobraźni, próba pisania, karyatyda i letnia sala jadalna, bardzo mierne zaledwie, dały mu miejsce gdzieś na samym końcu; prawda i to, że się podniół w egzaminie ustnym, w obrachunku logarytmów, rysunkach geometrycznych i egzaminie z historyi, bo był bardzo kuty w części scientyficznej. Teraz, kiedy już był w szkole, jako uczeń drugiej klasy, trzeba mu było, choćby wychudnąć przyszło jak szczapa, zdobyć sobie dyplom pierwszej klasy. Co za psie życie! To chyba nigdy temu nie będzie końca!
Rozsunął nogi, wyciągnął je wysoko na poduszki i zaciągał się mocniej dymem, paląc regularnie.
— Kurs perspektywy, kurs geometryi opisowej, kurs stereotomii, kurs konstrukcji, historya sztuki, a! każą ci zaczernić papieru notatkami do licha... I co miesiąc konkurs architektoniczny, to prosty szkic, to plan znowu. To nie zabawka, jeżeli się chce przejść egzamina, zwłaszcza też jeszcze jeśli po na, tem człowiek musi za-