Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/8

Ta strona została przepisana.

nure starożytne fasady, o prostych wybitnych szczegółach, balkonach kamiennych, baryerach tarasów, rzeźbionych girlandach frontonów. Tam to malarz miał swoją pracownię w szczycie dawnego pałacu Martoy, prawie na samym rogu ulicy Femme-sans-Tête. Nadbrzeże, co ukazało się tak nagle, natychmiast zapadło napowrót w ciemność i przerażający huk pioruna zatrząsł uśpioną dzielnicą.
Przyszedłszy do bramy domu, niskiej i w górze zaokrąglonej, z zewnątrz pokrytej żelazem, Klaudyusz oślepiony deszczem, macał, by doszukać się dzwonka; ku niemałemu zdziwieniu ręka jego nagle napotkała na jakieś ciało żywe, oparte o drewniane odrzwia bramy w samym kącie; zadrżał mimowoli. Potem przy nagłym blasku nowej błyskawicy, zobaczył wysoką, młodą dziewczynę, czarno ubraną, przemokłą już i dygocącą z przestrachu. Kiedy na odgłos ponownego pioruna drgnęli oboje przerażeni, zawołał:
— No, proszę! czyż się spodziewałem... kto jesteś? — Co tu robisz?
Nie widział jej już, słyszał tylko szlochanie i wybąkane słowa:
— O! panie, nie rób mi nic złego... To ten dorożkarz, którego wzięłam na dworcu kolei, wyrzucił mnie tu przy bramie tego domu i obszedł się ze mną brutalnie... Tak, pociąg wyskoczył z szyn, pociąg idący z Nevers... Spóźniliśmy się o cztery godziny; nie zastałam już na dworcu