drżący do przewrotu w sztuce i ożywieni tym samym dla niej zapałem.
— W przyszły czwartek, nie sądzę, — odpowiedział Dubuche. — Muszę być w jednym domu, gdzie tańczą.
— Czy masz zamiar skarotować tam sobie jaki posag?
— Wiesz, to nie byłoby już nic tak głupiego znowu!
Wytrząsnął popiół z fajki na dłoń lewej ręki — i z nagłem ożywieniem dodał:
— Zapomniałem.... Dostałem list od Pouillaud’a.
— I ty także!... Co? jakiż on pusty! Oto ci jeden, który źle skończył!
— Dlaczego? Zajmie miejsce ojca i spokojnie będzie sobie zjadał tam swe dochody. List jego jest bardzo rozsądny, ja mówiłem zawsze, że on nam wszystkim da nauczkę, mimo wszystkich dawnych błazeństw... A! to bydlę Pouillaud!
Sandoz zamierzał odpowiedzieć, wściekły, kiedy rozpaczne zaklęcie które Klaudyusz rzucił przez zaciśnięte zęby, przerwało mu tę odpowiedź. Malarz odkąd się upierał przy robocie, bezprzestannie zaciskał zęby. Zdawało się, nawet, że nie słyszy co mówiono obok niego.
— Niech dyabli! znowu spudłowane.... Stanowczo ze mnie bydlę i nigdy nic nie zrobię!
I nagłym porywem, w przystępie szalonej wściekłości, chciał rzucić się na płótno, aby je
Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/81
Ta strona została przepisana.