biedź natychmiast do przyjaciela, gdyby nie to, że wiedział, iż o tej porze jest on w swem biurze. Potem przyszedł mu Dubuche na myśl i zawahał się, dawne ich koleżeństwo bowiem ochłodziło się było od niejakiego czasu. Nie czuł między nimi tej braterskości godzin nerwowego podrażnienia, odgadywał w nim inteligencyę, jakąś niechęć tajemną i zajęcie innemi kombincyami, Do których wszakże drzwi zapukać? I zdecydował się, poszedł na ulicę Jacob, gdzie architekt zamieszkiwał ciasny pokoik na szóstem piętrze wielkiego chłodnego domu.
Klaudyusz był już na drugiem piętrze, kiedy odźwierna odwołując go, zawołała szorstkim tonem, że pana Dubuche niema w domu i nie przyszedł nawet na noc. Zwolna szedłszy, znalazł się znowu na trotoarze, zdumiony rzeczą tak niesłychaną jak eskapada Dubuche’a. Był to już brak szczęścia nie do wiary. Błąkał się czas jakiś bez celu, przybity tym ostatnim ciosem. Ale kiedy wychodził z ulicy de Seine, nie wiedząc w którą zwrócić się stronę, przypomniał sobie nagle o tem, co mu opowiadał przyjaciel o pewnej nocy spędzonej w pracowni Dequersonnière, ostatniej nocy okropnej pracy w wigilię dnia, w którym projekta uczniów miały być składane w szkole sztuk pięknych. Natychmiast zwrócił się ku ulicy du Four, na której była pracownia. Dotychczas unikał wchodzenia tam kiedykolwiek po Dubuche’a, z obawy wrzasków, któremi
Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/91
Ta strona została przepisana.