Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/92

Ta strona została przepisana.

przyjmowano tam profanów. Teraz szedł tam wprost, nieśmiałość wrodzona uzuchwalała się z obawy, by nie potrzebował być sam do tego stopnia, że gotów był znieść najokropniejsze obelgi, byle tylko pozyskać towarzysza niedoli. Na ulicy du Four, w miejscu jej najciaśniejszem, znajdowała się pracownia w głębi starego zrujnowanego domu. Trzeba było przejść dwa smrodliwe podwórza, zanim wreszcie dostał się do trzeciego, gdzie mieścił się rodzaj w poprzek postawionej przykrytej szopy, obszerna sala z desek i wapna, która służyła niegdyś na warsztat opakunków. Z zewnątrz, przez cztery wielkie okna, których dolne szyby zamazane były bleiwasem widać było tylko sufit nagi, pobielony wapnem.
Klaudyusz jednak, otwarłszy drzwi, stanął nieruchomy na progu. Obszerna sala rozciągała się przed nim z swemi długiami czterema stołami, prostopadle ustawionemi do okien, stołami szerokiemi bardzo, zajętemi po obu stronach przez szeregi uczniów, zarzuconemi zmoczonemi gąbkami, kubkami, naczyniami z wodą, żelaznemi śmietnikami, skrzynkami drewnianemi, w które każdy chował białą swą płócienną bluzę, swoje kompasy i farby. W jednym kącie rdzewiał piec zapomniany od przeszłej zimy, obok reszty koksu, którego nie wymieciono nawet; kiedy po drugiej znów stronie zawieszona była wielka cynkowa miednica, pośród dwóch