sama chowa napoczęte butelki i osobiście wydaje służbie w miarę potrzeby bieliznę i srebra. Synowie kochają ją bez wątpienia, posiada też nad nimi absolutną władzę, mimo ich lat trzydziestu kilku i ich nierozsądku. Kiedy się jednak znajdzie sama w pośród tych trzech drągali, zdejmuje ją przed nimi zawsze jakiś głuchy lęk — lęk próśb o pieniądze, których nie będzie mogła odmówić. Ulokowała tedy całą fortunę w nieruchomościach i jest teraz właścicielką trzech kamienic w Paryżu oraz posiadłości ziemskiej w stronach Vincennes. Przysparza jej to wszystko oczywiście mnóstwa kłopotów, spokojną jest jednakże pod jednym przynajmniej względem, że ma na zawołanie wymówkę, jeźliby który z synów próbował wydobyć od niej większą naraz kwotę.
Karol, Jerzy i Maurycy objadają dom jak tylko się da, przesiadując w nim ciągle, spierając się o kęsy, na każdym kroku wyrzucając sobie wzajemnie żarłoczność. Wiedząc dobrze, że śmierć matki wzbogaci ich po raz drugi, uważają to za zupełnie wystarczający pretekst, aby czekać na tę chwilę bezczynnie. Choć o tym przedmiocie nie rozmawiają nigdy, ciągłem ich jednakże zajęciem jest przemyśliwanie, w jaki też sposób nastąpi podział. Że zgody nie będzie, to nie ulega wątpliwości, trzeba zatem będzie — niestety — uciec się do sprzedaży, co jest w podobnych razach zawsze rujnującą operacyą. Rozmyślają zaś
Strona:PL Zola - Jak ludzie umierają.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.