Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/100

Ta strona została skorygowana.

ją wówczas szczególnie wybór okolicy, w której miała przepędzić sierpień. Z każdą osobą rozpoczynała tę samą rozmowę; rozpowiadała, że mąż jej nie będzie mógł towarzyszyć do morza; potem rozpytywała znajomych i zawsze nic mogła zdecydować się na wybór. Podróż ta miała jakoby na celu nie ją, ale Lucyana. Jeżeli piękny Malignon przybywał, siadał wówczas konno na jednem z wiejskich krzesełek. Piękny młodzieniec nie mógł znieść wsi; trzeba być szalonym, powiadał, by wydalać się z Paryża dla tego tylko, by dostać kataru nad brzegiem morza. Pomimo to jednak spierał się o wybór wybrzeża; wszystkie były szkaradne, i wyjąwszy chyba Trouville, niepodobna było znaleźć nic chociażby cokolwiek porządnego. Helena codziennie słuchała tej samej sprzeczki, i nie męczyło jej to; monotonia ta przyjemnie kołysała ją, usypiając jakgdyby na jedną nutę. W końcu miesiąca pani Deberle jeszcze nie wiedziała, gdzie pojedzie.
Jednego wieczora, kiedy Helena już wychodziła, Julia rzekła do niej.
— Jutro muszę wyjść; ale niech cię to nie wstrzymuje... Przyjdź jak zawsze i czekaj na mnie; niedługo wrócę.
Helena przystała na to. Przyjemnie spędziła całe poobiedzie w samotności. Ponad głową swoją słyszała tylko szelest skrzydeł wróbli latających między drzewami. Cały wdzięk tego zielonego ustronia przenikał ją rozkoszą, i od tego dnia najszczęśliwszą się czuła, kiedy przyjaciółka zostawiała ją samą w ogrodzie.
Coraz ściślejsze stosunki zawiązywały się między nią a rodziną Deberle. Jadała u nich niekiedy jak przyjaciółka, którą zatrzymano na obiad w chwili siadania do stołu: jeżeli zabawiła dłużej pod wiązami, i Piotr oznajmił, że dano do stołu, Julia prosiła ją, by pozostała, i Helena czasem przystawała na to. Doktór Deberle i Helena zdawali się być dobrymi przyjaciółmi; charaktery ich rozważne, trochę zimne, sympatyzowały z sobą. To też Julia często mówiła: