Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/101

Ta strona została skorygowana.

— Oh! doskonale byście się z sobą rozumieli... Mnie ten wasz spokój do najwyższego stopnia rozdrażnia.
Po południu doktór wracał z wizyt swoich. Znalazłszy panie w ogrodzie, siadał koło nich. Z początku Helena chciała odchodzić, by pozostawić samo małżeństwo. Ale Julia tak żywo się gniewała o to nagle odchodzenie, że teraz już pozostawała z nimi. Brała udział w codziennem wewnętrznem życiu rodziny, która zdawała się być ściśle zjednoczona. Kiedy doktór przychodził, żona jego zawsze i jednostajnie przyjaznym ruchem nadstawiała mu twarz do całowania, i on ją całował; potem, kiedy Lucjan deptał mu po nogach, pomagał mu wleźć na kolana, i rozmawiając, trzymał go. Chłopak zamykał mu usta rączkami swemi, targał go za włosy, przerywał mowę i sprawował się tak źle, że ojciec spuszczał go wreszcie na ziemię i kazał się bawić z Joanną. Helena uśmiechała się, patrząc na tę zabawę, przerywała robotę swą i spokojnym wejrzeniem obejmowała ojca, matkę i dziecię. Pocałunek męża nie mięszał jej, swawola Lucyana rozczulała. Możnaby powiedzieć, że odpoczywała w tym szczęśliwym spokoju małżeństwa.
Tymczasem słońce pochylało się ku zachodowi; promienie jego ozłacały wierzchołki górnych gałęzi. Białe niebo promieniało łagodnem światłem. Julja, która miała zwyczaj zadawania pytań nawet osobom bardzo mało sobie znanym, raz po raz zasypywała niemi męża, nie czekając nawet na odpowiedź.
— Gdzie byłeś? co robiłeś?
On wówczas opowiadał jej o wizytach swoich, o znajomościach, co się kończyły na ukłonach, objaśniał ją o jakimś meblu lub materyi, widzianej na wystawie sklepowej. Często gdy mówił, oczy jego spotykały się z oczami Heleny. Żadne z nich nie odwracało wówczas głowy. Przez chwilę patrzyli na siebie poważnie, prosto w twarz, jak gdyby przenikali się wzrokiem aż do głębi serc swoich, potem uśmiechali się, powoli opuszczając powieki. Nerwowa żywość Julii,