Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/102

Ta strona została skorygowana.

którą osłaniała sztuczną ociężałością, nie dawała im długo rozmawiać z sobą; młoda kobieta wtrącała się do każdej ich rozmowy. Jednakże zamieniali z sobą po kilka słów; frazesa zwykłe, pospolite, zdawały się w ich ustach nabierać głębszego znaczenia i przeciągały się po za dźwięk głosów. Każde swe słowo wzajemnie stwierdzali lekkiem skinieniem, jak gdyby ich wszystkie myśli były wspólne. Było to zrozumienie się zupełne, wewnętrzne, pochodzące z głębi istot, milczenie nie stawiało mu tamy, przeciwnie, dopomagało mu. Czasami Julia przerywała swą paplaninę, trochę zawstydzona tem, że wciąż mówi.
— I cóż? nudzisz się? — mówiła. — Mówimy o rzeczach które cię wcale nie zajmują.
— Nie, proszę nie zważać na mnie — odpowiadała Helena wesoło. Ja się nigdy nie nudzę... Lubię słuchać, i nic nie mówić.
I mówiła prawdę. Cały urok swojej tam bytności czuła zupełnie wtenczas dopiero, kiedy mogła milczeć. Z głową, pochyloną nad robotą, od czasu do czasu podnosiła oczy i zamieniała z doktorem owe długie spojrzenia, co ich przykuwały jedno do drugiego, i zamykała się w zadowoleniu, jakie jej sprawiało wzruszenie. Wyznawała już teraz przed, sobą, że między nim a nią było tajemne uczucie, coś bardzo słodkiego, tem słodszego, że nikt na świecie nie wiedział o tem. Ale tajemnica ta nie odbierała jej spokoju, bo żadna zła myśl nie zakłócała go. Jaki on był dobry dla żony swej i dla dziecięcia! Więcej jeszcze go kochała, kiedy patrzyła, jak się bawi z Lucyanem i całuje Julię. Przyjaźń ich wzmogła się od czasu, jak go widywała w kółku rodzinnem. Teraz zdawało się jej, że sama należy do nich, że nie mogą wydalić jej. W myślach swoich nazywała go Henrykiem : Nauczyła się tego, wciąż słysząc, jak go Julia nazywa. Kiedy ustami mówiła „pan,“ w głębi jej duszy powtarzała „Henryk.”
Pewnego dnia doktór znalazł Helenę samą pod wiązami. Julia wychodziła prawie codziennie.