śmiechu, falowało jak od powiewu ożywczego wiatru. Czasami w kupie tej koronek i wstążek, jedwabiu i aksamitu, zarysowała się twarzyczka jakaś; różowy nosek, niebieskie oczęta, buzia uśmiechnięta lub nadąsana. Były tam figurki nie większe jak but, co się zuchwale kręciły koło chłopaków dziesięcioletnich; nadaremnie matki szukały ich z daleka. Chłopcy mieli miny zakłopotane, trochę głupowate i dziewczynki, zajęte swymi strojami, poprawiały sobie sukienki i rozpościerały się na krzesłach jak mogły najszerzej. Inni znowu ośmielali się tak dalece, że łokciami potrącali sąsiadki swe, których nie znali i śmieli się, zaglądając im w twarz. Ale dziewczynki trzymały się jak królowe; — grupy złożone z trzech, czterech przyjaciółek, kręciły się na krzesłach, jak gdyby je połamać chciały i rozmawiały z sobą tak głośno, że nie można było nic zrozumieć. Wszystkie oczy zwracały się na czerwoną zasłonę.
— Baczność! — rzekł doktór zbliżając się do sali jadalnej i zlekka pukając trzy razy.
Firanki powoli rozsunęły się, i w ramach drzwi ukazał się teatr maryonetek. Zupełna cisza nastała. Nagle z za kulis poskoczył poliszynel z tak przeraźliwym piskiem, że mały Guirand, przestraszony i zachwycony zarazem odpowiedział na to głośnym wykrzyknikiem. Była to jedna z owych strasznych sztuczek, gdzie poliszynel, obiwszy komisarza, zabija żandarma i z szaloną wesołością depce wszystkie boskie i ludzkie prawa. Za każdem uderzeniem kija po drewnianych głowach, nielitościwy parter wybuchał śmiechem; ciosy, które przeszywały na wskroś piersi bijących się; pojedynki, w których walczący uderzali się wzajemnie po czaszkach, jak po próżnych baniach; rąbanina rąk i nóg, które rozlatywały się na wszystkie strony, wszystko to podwajało kaskady śmiechu, toczące się bez wytchnienia ze wszystkich stron. Nareszcie, kiedy poliszynel odpiłował szyję żandarmowi, operacya ta wywołała tak ogromną radość, że szeregi siedzących widzów zaczęły się spychać i prze-
Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/116
Ta strona została skorygowana.