Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/118

Ta strona została skorygowana.

On drżąc odpowiadał:
— O, mają mocne głowy.
Na taką tylko odpowiedź umiał się zdobyć. Oboje zajmowali się dzieciństwami. Nie bardzo przykładne życie poliszynela osłabiało ich dotychczasową wytrwałość. Nakoniec, przy rozwiązaniu dramatu, kiedy dyabeł pojawia się i w ostatecznej walce następuje powszechna rzeź, Helena, odrzucając się w tył, zgniotła rękę Henryka, którą się opierał na jej fotelu. Parter dzieciaków krzyczał i klaskał w ręce; z takim zapałem kręcił się na krzesełkach, że aż trzeszczały.
Czerwona firanka zapadła. Ogromny hałas nastąpił zaraz potem; a wtem Paulina zwykłym swym frazesem oznajmiła o przybyciu Malignon’a.
— Ach! Otóż i piękny Malignom.
Malignon zadyszany wszedł, potrącając krzesła.
— Patrzcie! Co za śmieszny pomysł tak się zamknąć, — zawołał zdziwiony i wahający się. — Prawdziwie możnaby pomyśleć, że się tu wchodzi do umarłych.
I zwracając się do pani Deberle, która się zbliżyła rzekł.
— Może się pani pochwalić, żem się nabiegał dla niej... Od rana szukam Perdiquet’a, wie pani, mego śpiewaka... A, że nie mogłem go złapać, więc przyprowadzam pani wielkiego Morizot’a...
Wielki Morizot był to amator, który zabawiał salony za pomocą gałek kuglarskich. Podano mu stolik; pokazywał na nim najpiękniejsze swe sztuczki; ale nie wzbudzał w widzach swoich najmniejszego podziwu ani zajęcia. Biedne dzieciaki spoważniały bardzo, Malce zasypiali, trzymając palce w buzi. Starsi odwracali głowy, uśmiechali się do rodziców, którzy również ziewali skrycie. To też ogólne było zadowolenie, kiedy wielki Morizot zdecydował się odstawić swój stolik.