Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/120

Ta strona została skorygowana.

reszcie, starsze ośmieliły się i wysunęły ręce. Potem, mamy wmięszały się w to, krajały ciasta, podawały wszystkim dokoła; podwieczorek ożywił się i stał się wkrótce bardzo hałaśliwy. Piękna symetrya stołu znikła w oka mgnieniu; wszystko się naraz poruszyło, półmiski, talerze i ręce, co je podawały, i te, co je wypróżniały. Dwie małe Berthier, Blanka i Zola, uśmiechały się do swych talerzy, na których wszystkiego było patroszę: konfitury, krem, ciastka, owoce. Pięć panien Levasseur robiło sobie zapasy przysmaczków; Walentyna zaś dumna ze swych czternastu lat, udawała rozsądną osobę i zajmowała się sąsiadami swymi. Tymczasem Lucyan, chcąc pokazać się uprzejmym, odkorkował butelkę szampana, ale tak niezgrabnie, że omal nie wylał wina na swoje spodnie jedwabne. Ztąd urosła cała sprawa.
— Zostaw butelki! — zawołała Paulina. — Ja sama będę odkorkowywała szampana.
Paulina bawiła się na swój rachunek, w ciągłym, nadzwyczajnym będąc ruchu. Jak tylko wchodził służący, wyrywała mu z rąk czekoladniczkę i największą miała przyjemność nalewać do filiżanek, co robiła tak szybko i tak zręcznie jak chłopiec kawiarniany. Roznosiła lody i wodę z sokiem; potem rzucała wszystko, biorąc w opiekę, którą z zapomnianych dziewczynek, i znowu biegła dalej, zapytując tych i owych:
— Czego chcesz, ty, mój grubasie? co? ciasteczka?... Poczekaj, kochanko, dam ci pomarańczę... Jedzcież smarkacze, potem będziecie się bawili!
Pani Deberle z zimniejszą krwią mówiła, że trzeba zostawić ich w spokoju, że sami sobie dadzą rady. W jednym rogu sali Helena i kilka pań śmiały się, patrząc na stół. Wszystkie pyszczki różowe wesoło chrupały małymi ząbkami. I nie było nic śmieszniejszego jak te dzieci, co udawały dobrze wychowanych, a zapominały się niekiedy w dziecinnej swawoli. Obiema rękami chwytały szklanki, pijąc z nich do dna, smarowały się, plamiły swe ubranie. Hałas