ści wciąż wracał do szczególnego pomysłu, jaki miano zamykając żaluzje.
— Jesteśmy tu jak w piwnicy — powtarzał.
Helena stała, rozmawiając z panią Deberle. Ta wracała do salonu, i młoda kobieta miała iść za nią, kiedy uczuła, że ktoś ją dotyka z lekka. Doktór stał za jej plecami i uśmiechał się. Nie odstępował jej.
— Pani nic nie jesz? — zapytał.
Te tak pospolite słowa wymówił z takim wyrazem prośby, że Helena uczuła się ogromnie zmięszana. Zrozumiała dobrze, że ma na myśli co innego. Ona sama była podbudzona tą wesołością, co ją zewsząd otaczała. Cały ten mały światek skaczący i krzyczący zarażał ją swoją gorączką. Zarumieniona, z błyszczącemi oczyma, odmówiła naprzód.
— Nie, dziękuję, nic nie chcę.
On nastawał wciąż; wówczas zaniepokojona, chcąc się go pozbyć, rzekła:
— A więc dobrze, proszę o filiżankę herbaty.
Pobiegł i przyniósł. Ręce jego drżały, podając filiżankę. Ona piła, on się zbliżył do niej z ustami drżącemi, na których było już wyznanie, co mu się z serca wyrywało. Helena cofnęła się, podała mu próżną filiżankę, i zanim ją postawił na stole, umknęła, zostawiając go samego w jadalnej sali z panną Aurelią. Stara panna systematycznie przeglądała talerze i powoli coś żuła.
W głębi salonu fortepian brzmiał wciąż. Bal w pełnym rozkwicie z wszystkich stron huczał śmiechem, tańcem i najwyższem weselem. Joanna i Lucyan tańczyli kadryla; otoczono ich kołem, ciekawie przypatrując się. Mały markiz mięszał trochę figury; nie mylił się tylko, kiedy trzeba było obejmować Joannę; wówczas chwytał ją w pół i okręcał. Joanna tańczyła jak pani, dąsając się trochę, że gniótł jej kostium, ale chwilami zapominała się, porwana ogólnym prądem wesołości, z kolei sama go chwytała i podnosiła z ziemi.
Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/122
Ta strona została skorygowana.