— Zrób pan cokolwiek, błagam pana — wyszeptała. — Nie mam już sił.
Przypomniała sobie właśnie, że córka jednej ze znajomych jej w Marsylii umarła, zaduszona w takim ataku. Może doktór zwodził ją, nie chcąc przestraszać. Co chwilę zdawało jej się, że czuje na swej twarzy ostatnie tchnienie Joanny, której ciężki oddech zatrzymywał się często. Wzruszona i przerażona zapłakała ze strachu i z litości zarazem. Łzy jej padały na niewinne ciałko dziecięcia, które odrzuciło wszystko, co ją okrywało.
Tymczasem doktór długimi giętkimi palcami lekko naciskał dół szyi chorej. Paroksyzm złagodniał. Po kilku jeszcze ruchach mniej już gwałtownych, Joanna leżała bezwładnie. Padła na sam środek łóżka z wyprostowanem ciałem, z rękami wyciągniętemi, głowę opartą na poduszce pochyliła na piersi. Wyglądała jak Chrystus dziecięciem. Helena pochyliła się nad nią i długi pocałunek złożyła na czole.
— Skończyło się już? — zapytała półgłosem. — Jak pan sądzisz, czy paroksyzm powtórzy się jeszcze?
Doktór zrobił dwuznaczny ruch... Wreszcie odpowiedział.
— W każdym razie, następne będą już mniej gwałtowne.
Kazał Rozalji podać sobie szklankę i karafkę. Nalał połowę szklanki, wziął dwie inne flaszki, odrachował krople i z pomocą Heleny, która podniosła głowę dziecka, wlał pomiędzy zaciśnięte zęby łyżeczkę lekarstwa tego. Lampa jasno bardzo paliła się, białem swem płomieniem oświecając nieporządek pokoju, którego meble poprzewracano. Ubranie, które Helena udając się na spoczynek rzuciła była na poręcz fotelu, ześliznęło się i upadło na dywan.
Doktór stąpił na gorset, podniósł go, by mu się nie plątał pod nogami. Zapach koszyka (verbena) rozchodził się z rozrzuconego łóżka i z leżącej na meblach bielizny. Całe życie codzienne kobiety, we wszystkich jego szczegółach a nawet tajnikach, gwałtownie zostało odsłonięte. Doktór
Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/13
Ta strona została skorygowana.