Helena nie była wcale nabożna, nie chodziła nawet nigdy na mszę, tłumaczęc się zdrowiem córki, która cała drżąca wychodziła zwykle z kościoła. Ksiądz unikał z nią rozmowy o religji. Z dobroduszną pobłażliwością mówił tylko, że piękne dusze same sobie kupują zbawienie miłością swoją i cnotą. Bóg sam, jeżeli zechce, poruszy kiedyś jej serce.
Przez cały dzień następny Joanna myślała tylko o majowem nabożeństwie. Rozpytywała matkę, przedstawiała sobie kościół pełen róż białych, świec jarzących, niebiańskich, głosów, przyjemnej woni. Chciała być co najbliżej ołtarza, by lepiej widzieć koronkową suknię Najświętszej Panny, suknię, która stanowiła majątek, jak mówił ksiądz Helena uspokajała ją, grożąc że nie weźmie jej, jeżeli zawczasu już przyprawi się o chorobę.
Nakoniec, wieczorem, po obiedzie wyszły. Noce chłodnawe jeszcze były. Wszedłszy na ulicę Annonciation, gdzie się znajduje Notre-Dame de Grace, dziecię drżało.
— Kościół opalony jest — rzekła matka. — Usiądziemy przy lufcie. — Kiedy otworzyła wypchane drzwi, które miękko zamknęły się za niemi, ciepłe powietrze otoczyło je a jednocześnie żywe światło uderzyło i śpiewy zabrzmiały. Nabożeństwo było już rozpoczęte: Helena, widząc środek kościoła zapełniony, chciała przejść bokiem, ale z największą trudnością musiała przeciskać się w stronę ołtarza. Trzymając Joannę za rękę, cierpliwie posuwała się naprzód; wreszcie zaniechała tego zamiaru i wzięła pierwsze dwa krzesła, co jej wpadły pod rękę. Jeden z filarów zasłaniał przed niemi połowę chóru.
— Nic nie widzę, mamo, — szepnęła mała ogromnie zmartwiona. — Bardzo to złe miejsce.
Helena kazała jej milczeć. Dziewczynka zaczęła się dąsać. Widziała przed sobą tylko szerokie plecy starej jakiejś pani. Kiedy matka odwróciła się, ujrzała ją stojącą już na krześle.
Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/139
Ta strona została skorygowana.