Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/204

Ta strona została skorygowana.

— Jestem już bardzo stary — szeptał — często widywałem kobiety, które przychodziły do nas ze łzami, modłami, potrzebą wierzenia i klękania... To też nie mogę się mylić dzisiaj. Te kobiety, co tak żarliwie zdają się szukać Boga, są to tylko biedne serca, pożerane namiętnością. One w kościołach naszych uwielbiają tylko człowieka...
Miotana wzruszeniem, Helena nie słuchała go, usiłując tylko zrozumieć samą siebie nareszcie. Wyznanie wymknęło się jej nakoniec. Cicho, przytłumionym głosem rzekła:
— A więc tak — kocham... To i wszystko. Dalej, nie wiem, nie wiem...
Teraz on jej nie przerywał. Mówiła jak w gorączce, krótkimi urywanemi frazesami, i czuła gorzką przyjemność w tem, że mogła tak wyznać swą miłość, podzielić się z tym starcem tajemnicą, która dusiła ją od tak dawna.
— Przysięgam wam, że nie rozumiem siebie samej... Nie wiem sama, jak mi to przyszło. Może tak odrazu. Jednakże, dopiero powoli zaczęłam doznawać słodyczy tego uczucia... Zresztą, dla czego mam udawać silniejszą niż jestem? Nie starałam się uciec, byłam nadto szczęśliwa; dzisiaj, mniej jeszcze mam do tego odwagi... Patrzcie, moja córka była chora, o mało co nie straciłam jej, i oto miłość moja tak była głęboka jak boleść, po tych dniach straszliwych wróciła potężna i opanowała mię i czuję, że mię unosi...
Drżąc cała, odetchnęła głęboko.
— Nakoniec, nie mam już sił... Mieliście słuszność, mój przyjacielu, ulgę mi sprawia to, że wam się zwierzyć mogę... Ale proszę was, powiedzcie mi, co się w mem sercu dzieje. Byłam tak spokojna, tak szczęśliwa. To uderzenie piorunu w życie moje. Dla czego to ze mną się stało? dla czego nie z inną? bo nie zasłużyłam na to, sądziłam się tak bezpieczną... O! gdybyście wiedzieli! Nie poznaję siebie... Ah! pomóżcie mi ratujcie mię!