Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/211

Ta strona została skorygowana.

pomimo długiego ogona u sukni. Miała na sobie przepyszną białą suknię z kaszemiru indyjskiego, ozdobioną puszkiem łabędzim i kwadratowo wyciętą na piersiach. Kiedy już wszyscy mężczyźni z filiżankami w rękach stojąc pili powoli, Paulina zaczepiła młodego człowieka, syna Tissot, którego głowę znajdowała piękną.
Helena nie chciała kawy. Trochę znużona, usiadła na uboczu; miała na sobie czarną aksamitną suknię, która ją stroiła poważnie. W małym salonie palono, pudełka z cygarami stały przy niej na konsulce. Doktór zbliżył się i, wybierając cygaro. — zapytał:
— Joanna dobrze się ma?
— Bardzo dobrze — odpowiedziała. — Byłyśmy dzisiaj w lasku, bawiła się jak szalona... Musi już spać teraz.
Oboje rozmawiali z sobą przyjaźnie, z poufałością ludzi, którzy widują się codziennie.
W tej chwili pani Deberle podniosła głos.
— Pani Grandjean może poświadczyć. Nieprawdaż, że wróciłam z Trouville około dziesiątego września? Deszcze ciągłe czyniły pobyt u morza nieznośnym.
Opowiadała o swej wycieczce; trzy lub cztery panie otaczały ją. Helena musiała pozostać i przyłączyć się do ich grona.
— Myśmy spędzili miesiąc w Dinard, — opowiadała pani de Chermette. — O, śliczny kraj, i takie miłe towarzystwo!
— Po za chatą był ogród, a dalej terasa nad morzem — mówiła dalej pani Deberle. — Zdecydowałam się już była wziąć moją karetę i woźnicę... To daleko wygodniej do przechadzek... Ale pani Levasseur odwiedziła nas...
Tak, którejś niedzieli — rzekła ta. — Byliśmy w Cabourg... O, bardzo dobre mieliście umieszczenie, trochę drogie, zdaje się...
— A propos — przerwała pani Berthier zwracając się do Julii — czy pan Malignon nie uczył panią pływać?