Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/216

Ta strona została skorygowana.

Salon napełnił się; ze trzydzieści pań siedziało na jego środku — szepcząc i śmiejąc się; — dwie z nich stały, rozmawiając głośno; pięciu zaś czy sześciu mężczyzn swobodnie jak u siebie kręciło się koło pań. Kilka cichych cyt! przeleciało, szmer głosów ustał, twarze przybrały wyraz martwości i znużenia, i tylko uderzenia wachlarzów słychać było w ciepłem powietrzu.
Siostra pani Guirand śpiewała, ale Helena nie słuchała jej. Patrzała na Malignon‘a, który zdawał się z wielkiem upodobaniem słuchać „Turkawek,“ udając niezmierne zamiłowanie w muzyce. Czy podobna! ten młody człowiek! To zapewne w Trouville odegrali z sobą jakąś grę niebezpieczną. Z podsłuchanych wyrazów wnosić należało, że Julia nie poddała się jeszcze; ale upadek zdawał się być bliski. Przed nią Malignon, kołysząc się wybijał takt; pani Deberle okazywała uprzejme uwielbienie, a doktór milczał cierpliwie i grzecznie, oczekując końca śpiewu, by wrócić do swej rozmowy z bladym, grubym mężczyzną.
Lekkie oklaski odezwały się, kiedy śpiewająca umilkła.
— Śliczna! zachwycająca! — zawołało głosów kilka.
Piękny Malignon, podnosząc ramiona ponad głowami pań, klaskał w ręce, okryte rękawiczkami, nie robiąc przytem żadnego hałasu i powtarzał: „Brawo! brawo!“ śpiewającym głosem, który przewyższał wszystkie inne.
Zapał ten ostygł w tejże chwili, twarze uśmiechnęły się do siebie, kilka pań powstało, i znowu potoczyła się rozmowa, wśród ogólnego zadowolenia. Gorąco zwiększało się, pod uderzeniami wachlarzy zapach piżma rozchodził się ze strojów. Chwilami, wśród szmeru rozmowy, srebrzysty śmiech zadzwonił, lub słowo jakieś głośniej wymówione zwróciło ogólną uwagę. Trzykrotnie już Julia udawała się do małego salonu, prosząc mężczyzn co się tam schronili, by nie opuszczali tak samych pań. Szli za nią a w dziesięć minut potem znikali znowu.
— To rzecz nieznośna — szeptała z miną zagniewaną — żadnego z nich zatrzymać nie można.