okropne, ta śmierć w nieznanem sobie miejscu, nazajutrz po długiej podróży, kiedy człowiek sam nie wie jeszcze, gdzie i jak się obróci.
Helena powoli potrząsła głową. Tak, były to straszne chwile. Choroba, która miała zabrać jej męża, nagle się rozwinęła nazajutrz po ich przyjeździe, w chwili kiedy właśnie mieli wyjść razem. Nie znała ani jednej ulicy, nie wiedziała nawet, w jakim cyrkule mieszka; ośm dni z rzędu zamknięta z umierającym, pod swojem oknem słyszała huk Paryża i czuła sę samotną, opuszczoną, zgubioną jak na pustyni. Kiedy po raz pierwszy zeszła na ulicę, była już wdową. Dreszcz ją przeszywał na samo wspomnienie tego wielkiego, pustego pokoju, w którym było tylko pełno flaszeczek z lekarstwami i pozamykane jeszcze tłomoki.
— Mąż pani, jak mi mówiono, był podobno dwa razy starszy od pani? — zapytała pani Deberle z wyrazem głębokiego współczucia; panna Aurelia dobrze nadstawiała uszu, nie chcąc stracić ani słówka z rozmowy.
— Gdzież tam — rzekła Helena — o sześć lat tylko był starszy.
I w krótkich słowach opowiedziała historję małżeństwa swego. Jak mąż jej zakochał się w niej, kiedy mieszkała z ojcem swoim, kapelusznikiem Mouret na ulicy Petites-Maries w Marsylji; jak rodzina Grandjean, bogatych rafinerów, oburzona ubóstwem młodej dziewczyny, uparcie sprzeciwiała się małżeństwu; jak smutno i pokryjomu odbył się ślub ich; a potem jak niepewny byt mieli, aż dopiero jeden ze stryjów umierając, zapisał im około dziesięciu tysięcy franków dochodu. Wówczas to Grandjean, który znienawidził był Marsylję, postanowił osiedlić się w Paryżu.
— W jakim wieku wyszłaś pani za mąż? — spytała jeszcze pani Deberle.
— Miałam lat siedemnaście.
— Musiałaś pani być bardzo piękną.
Rozmowa urwała się, Helena udała, że nie słyszy.
Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/23
Ta strona została skorygowana.