Pomimo wstrętu swego i sama wstydząc się tego, co robiła, Helena weszła za nią.
— Oto trzewiki wasze, matko Fétu...
— Mój Boże! jakże mam podziękować pani.. O co za doskonałe trzewiki!... Poczekajcie, zaraz je włożę. Zupełnie jak na moją nogę, jakby naumyślnie robione... To co innego! można w tem chodzić, przynajmniej człowiek nie obawia się deszczu... Uratowała mię pani, to tak, jak gdyby mi pani darowała dziesięć lat życia. Nie mówię tego przez pochlebstwo, nie. To święta prawda, jak to że ta lampa oświeca nas teraz. Nie, ja nie umiem pochlebiać...
Mówiąc to rozczulała się, ujęła ręce Heleny i całowała je. Wino grzało się w rondelku; butelka bordeaux nawpół wypróżniona stała na stole przy lampie. Zresztą były tam tylko cztery talerze, szklanka, dwie rynki, kociołek. Widać było, że matka Fetu rozgospodarowała się w tej kawalerskiej kuchni, gdzie zapalała w piecu tylko dla siebie. Spostrzegłszy, że oczy Heleny zatrzymały się na rondelku, kaszsnęła i zaczęła utyskiwać.
— Wraca mi to w brzuchu — jęczała. — Niech sobie doktór mówi, co chce, muszę mieć tam robaka... Trochę wina pomaga mi... Bardzo jestem biedna, moja dobra pani. Nikomu nie życzę tego, co cierpię, to nadto boli... Dość, że pieszczę się trochę; wolno popieścić się, kiedy człowiek tyle przecierpiał, nieprawdaż?... Powiodło mi się, żem tak szczęśliwie trafiła na dobrego pana.. Niech go Bóg błogosławi!
I dwa wielkie kawały cukru włożyła do wina. Starucha utyła jeszcze, małe jej oczka gubiły się w nabrzmiałej twarzy. Ruchy jej spowolniały, widać w nich było spokojne zadowolenie. Pragnienie życia całego zdawało się być zaspokojone na koniec. Do takiego bytu czuła się stworzona. Kiedy chowała cukier, Helena dostrzegła w szafie łakocie słoik konfitur, paczkę biszkopcików, a nawet cygara, znalezione u pana.
Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/234
Ta strona została skorygowana.