w niej kobieta zła i zmysłowa, której ona nie znała wcale; a jednak nie mogła nie słuchać rozkazującego jej głosu. Kiedy północ wybiła, położyła się zmęczona. Ale w łóżku męczarnie jej stały się do niezniesienia. Spała nawpół tylko przewracając się na pościeli jak na żarzących węglach. Prześladowały ją obrazy, które bezsenność do ogromnych podnosiła rozmiarów. Nareszcie myśl jedna utkwiła w głowie. Napróżno ją odpychała, myśl wdzierała się, chwytała ją za gardło, opanowała ją całą. Około drugiej godziny wstała blada i sztywna jak lunatyczka, zapaliła lampę i napisała list, zmieniając pismo. Była to denuncyacya, bilecik w trzech liniach, zapraszający doktora Deberle, by tegoż samego dnia, o takiej godzinie, do takiego miejsca zechciał się udać. Bilecik ten bez podpisu włożyła do koperty i zapieczętowawszy, wsunęła do kieszeni sukni swej, leżącej na fotelu. Położywszy się wówczas, zasnęła natychmiast snem ołowianym.