niezręcznym. Julia spuściła głowę w uczuciu boleśnego zakłopotania. Na chwilę zapomniała była, po co tu przyszła. Malignon chciał przynajmniej skorzystać z zakłopotania tego.
— Julio — szepnął — pochylając się ku niej.
Giestem ręki kazała mu usiąć. Stało się to u morskich kąpieli, w Trouville. Malignon, znudzony widokiem oceanu, powziął pyszną myśl zakochania się. Od trzech lat już żyli z sobą na poufało zaczepnej stopie. Jednego wieczora wziął ją za rękę. Nie pogniewała się; żartował z początku. Potem, z głową pustą, z sercem wolnem, wyobraziła sobie, że go kocha. Dotądt robiła mniej więcej wszystkto, co robiły jej przyjaciółki; ale brakowało tylko miłości, ciekawość i potrzeba naśladownictwa pchnęły ją na tę drogę. Z początku, gdyby młody człowiek okazał się natarczywym, byłaby niechybnie uległa. Ale on miał na tyle zarozumiałości, że chciał pokonać ją rozumem swoim, i pozwolił przyzwyczaić się do roli kokietki, którą odgrywała. To też za pierwszą próbą z jego strony, kiedy pewnej nocy patrzyli razem na morze, wypędziła go zadziwiona i rozgniewana że psuł ten romans, który ją bawił. W Paryżu Malignon postanowił być zręczniejszym. Zbliżył się znowu do niej w peryodzie znudzenia, pod koniec męczącej zimy, kiedy zwykłe przyjemności, obiady, bale, pierwsze reprezentacye zaczynały nużyć monotonnością swoją. Pomieszkanie, umyślnie urządzone w jakimś nieznanym zakątku miasta, tajemniczość takiej schadzki, podejrzany smak intrygi znęciły ją. Wydało się jej to oryginalnem, trzeba było spróbować. A czuła w sobie tak wielki spokój, że wcale nie była więcej zmięszana teraz u Malignona, jak poprzednio u malarzy, u których kwestowała obrazy na dobroczynne cele.
— Juljo, Juljo — powtarzał młody człowiek, usiłując nadać głosowi swemu dźwięk pieszczotliwy.
— Bądź rozsądny — odpowiedziała mu poprostu.
I wziąwszy z komina zasłonę chińską, mówiła dalej z zupełną swbodą, jak gdyby się znajdowała we własnym salonie.
Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/257
Ta strona została skorygowana.