— Ależ zmoczona jesteś — szepnął Henryk. — Przybyłaś tu pieszo?
Zniżył głos — mówiąc do niej ty, i szeptał na ucho, jak gdyby bojąc się, by go kto nie usłyszał. Teraz, kiedy mu się oddawała, żądze jego drżały przed nią otaczał ją pieszczota gorącą a nieśmiałą, nie mógł się odważyć, opóźniał chwilę. Po bratersku troszczył się o jej zdrowie potrzebował zajmować się nią, zajmować w drobiazgach, w szczegółach.
— Przemoczyłaś nogi, zaszkodzi ci to — powtarzał. — Mój Boże! czy to jest sens biegać po ulicach w takich trzewikach!
Posadził ją przed ogniem. Uśmiechała się, nie broniąc, pozwoliła mu zdjąć obuwie z mokrych nóg. Małe jej pokojowe, trzewiczki popękały w kałużach Pasażu Wód i ciężkie były jak gąbki. Zdjął je i ustawił po dwóch stronach kominka. Pończoszki także były mokre, poplamione błotem aż do kostek. Ruchem gniewnym, ale zarazem pełnym czułości ściągnął je — powtarzając:
— Takim to sposobem dostaje się kataru. Grzej się teraz.
I przysunął taburet. Śnieżnej białości nogi rumieniły się przed płomieniem. W saloniku było trochę duszno W głębi, pokój z wielkiem łóżkiem spał spokojnie. Jedna ze stron portyery opadła i na wpół zasłoniła drzwi. W saloniku świece paliły się wysokim płomieniem i wydawały zapach, który przypominał koniec wieczora. Chwilami, ze dworu dochodził szum ulewy i przerywał wielką ciszę.
— Tak, zimno mi, to prawda — szepnęła i dreszcz ją, przeszedł, pomimo wielkiego ciepła.
Nogi jej były zlodowaciałe. Chciał koniecznie wziąć je w swe ręce. Ręce jego pałały, a więc rozegrzeją je natychmiast.
— Czujesz je. Nogi twe, tak małe są, że mogę je całe osłonić ręką.
Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/264
Ta strona została skorygowana.