a ta ulica, po której biegło coś wielkiego? a ten cyrkuł, którego się bała, bo z pewnością bili się tam. Nie mogła dobrze rozróżnić; ale, nie kłamiąc, ruszało się to, coś bardzo brzydkiego, małe dziewczynki nie powinny patrzeć na to. Rozmaite nieokreślone przypuszczenia pobudzały ją do płaczu i niepokoiły dziecinną nieświadomość. Nieznany Paryż ze swymi dymami, swoim wiecznym hukiem, swojem życiem potężnem dyszał tuż pod jej stopami; czuła oddech tego przy tej miękkiej odwilży, czuła woń nędzy, śmiecia, zbrodni, od których kręciło się jej w głowie tak, jak, gdyby się pochylała nad jedną z owych zapowietrzonych studni o trujących wyziewach. Inwalidzi, Panteon, wieża świętego Jakóba, nazywała je, rachowała; a dalej już nie wiedziała nic, przerażona i zawstydzona, z upartą myślą, że matka jej była wśród tych brzydkich rzeczy, gdzieś w samej głębi, tam, nie wiedziała gdzie.
Nagle odwróciła się. Byłaby przysięgła, że ktoś przeszedł po pokoju; nawet jakaś lekka ręka dotknęła jej ramienia. Ale pokój był pusty; w tym samym nieporządku, w jakim go Helena zostawiła była; podwłośnik płakał wciąż wyciągnięty na wałku. Joanna blada powiodła wzrokiem po pokoju, i serce jej rozdarło się. Była sama, samiuteńka jedna. Mój Boże! matka wychodząc popchnęła ją i to bardzo mocno nawet, tak, że upadła na ziemię. Bolesne to wspomnienie wracało wciąż, sprawiając jej okropne cierpienie. Dla czego uderzono ją? Była przecie grzeczna, nie miała nic do wyrzucenia sobie. Obchodzono się z nią zwykle tak łagodnie, i teraz kara ta oburzała ją. Czuła ów przestrach dziecka, które straszą wilkiem; patrzy na niego, nie widząc; było to coś, co się kryło w cieniu, a co miało ją zgnieść. Domyślała się trochę jednak; twarzyczka jej blada i mieniła się zazdrośnym gniewem. Nagle, myśl, że matka więcej niż ją kochała tych ludzi, do których pobiegła, odepchnąwszy ją tak mocno, sprawiła jej ból taką, że obie rączki przycisnęła do piersi. Wiedziała teraz, matka zdradzała.
Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/273
Ta strona została skorygowana.