cofnęła bieg Sekwany. Zielona wstęga rzeki, zmęczona pluskaniem kropel, zamieniła się w błotnisty potok; po za ulewą widać było mosty, wąziutko i lekko zawieszone w mgle, na prawo i lewo, na pustych wybrzeżach, wzdłuż szarej linii chodników, wicher wściekle miotał drzewami. Chmury skupiały się coraz bardziej ponad miastem, wreszcie zawisły nad niem ciężko, nisko, coraz niżej, wreszcie ze wszystkich stron gwałtownym deszczem uderzyły na nie; zdawało się, że niebo rzuciło się na ziemię; ulice znikały, chwilami tonęły, to znowu wypływały na wierzch, wśród gwałtownych wstrząśnień, które zdawały się przepowiadać koniec miasta, przeciągły huk burzy nie ustawał, wezbrane rynsztoki pieniły się i z łoskotem wpadały do kanałów.
Powoli ponad zabłoconym Paryżem chmury przerzedzały się, bladły siną barwą, która równo rozpostarła się na nich, bez żadnych pręg lub plam. Deszcz drobniał, stawał się prosty i ostry, a kiedy chwilami wicher zadął, wówczas słychać było, jak krople deszczu ukośne, prawie poziome smagały ścianę, sycząc; wiatr ucichł i one znowu prostowały się, spokojnie ale uparcie kłując ziemię. Ogromne miasto, jak gdyby zniszczone po straszliwych konwulsyach, legło martwe, jak pole zasłane kamieniami.
Joanna leżała oparta o okno; i znowu wyszeptała: „Mamo! mamo!“ zmęczona i słaba. Włosy miała rozrzucone twarz mokrą od deszczu. Czuła wciąż ten smak gorzkiej rozkoszy, który przed chwilą przejął ją był dreszczem, a zarazem żal za czemś, czego niepodobna już było naprawić, napełniał jej serce. Zdawało się jej, że wszystko już skończyło się, że była bardzo stara. Godziny mogły upływać, ona nie patrzyła już nawet na pokój. Obojętnem jej było, że ją zapomniano i pozostawiono samą. Taka rozpacz napełniała jej dziecinne serce, że wszystko dokoła wydawała się jej czarnem. Jeżeli będą się gniewali na nią, jak wówczas, kiedy była chora, to będzie bardzo niesprawiedliwie. Paliło ją to i jak ból głowy chwytało. Z pewnością, ot teraz,
Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/275
Ta strona została skorygowana.