gdzieś złamano jej coś. Nie mogła przeszkodzić temu. Musiała przystać na to, czego chcieli inni. Nareszcie nadto, była zmęczona. Małe swe rączki splotła na drążku u okna, i sen ją zmorzył; oparła główkę, i od czasu do czasu otwierała ogromne swe oczy, i patrzyła na ulewę.
Deszcz lał ciągle; blade niebo topniało na wodę. Ostatnie uderzenie wichru przeleciało; monotonny już tylko łoskot słychać było. Wśród uroczystej, nieruchomości deszcz bił bez końca o ciche puste miasto, które pokonał. Poza pręgowanym kryształem tego potopu, ukazywał się Paryż o liniach drżących jak widmo, co miało rozpłynąć się. Przynosił on Joannie już tylko potrzebę snu z brzydkiemi marzeniami, jak gdyby wszystko to, czego nie znała, i ten ból, którego pojąć nie mogła, zamieniły się w mgłę, co ją przeszywała i sprowadzała kaszel. Za każdym razem, kiedy otwierała oczy, kaszel wstrząsał nią; przez kilka minut patrzyła na Paryż, potem główka jej opadła, a ona unosiła w pamięci widziany obraz, zdawało się jej, miasto roztacza się nad nią i przygniata ją ciężarem swoim.
Deszcz padał ciągle. Która to godzina mogła być teraz; Joanna nie mogłaby powiedzieć tego. Może zegar nie szedł wcale. Nie chciała obejrzeć się, wydało się jej to nadto męczącem. Matka jej wyszła co najmniej tydzień temu. Przestała oczekiwać ją, zgodziła się nawet nie widzieć jej już więcej. Potem zapominała o wszystkiem, o przykrościach, które jej wyrządzano, o dziwnym bólu, który jej tak mocno dolegał przed chwilą, a nawet o tem, że ją tak opuszczono. Ciężar jakiś spadał na nią wraz z chłodem kamienia. Była tylko bardzo nieszczęśliwa, oh! bardzo nieszczęśliwa, tak jak te biedne opuszczone dzieci pod drzwiami, którym dawała pieniądze. Nigdy to już nie ustanie, będzie tak przez długie lata, to nadto wielkie i nadto ciężkie dla małej dziewczynki. Mój Boże! jaki to kaszel, jakie to zimno, kiedy cię już nie kochają! Zamykała ciężkie powieki, przy zawrocie głowy i gorączkowej senności; ostatnią
Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/276
Ta strona została skorygowana.