Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/284

Ta strona została skorygowana.

— Panienka nie bierze konfitur? — spytała Rozalia — mogę zdjąć już nakrycie?
Heleny oczy patrzyły gdzieś w dal.
— Mamo chcę spać — rzekła Joanna głosem zmienionym. — Czy pozwolisz mi położyć się?.. Lepiej mi będzie w łóżku.
Helena znowu zdawała się nagle budzić ze snu.
— Słabaś, kochanko! Co cię boli? mówże!
Ależ nic, mówię ci!... Spać chcę, pora już przecie na to.
Wstała z krzesła i wyprostowała się, chcąc pokazać, że jest zdrowa. Małe jej nóżki potykały się o posadzkę. Chwytała się mebli, by nie upaść, i pomimo tego ognia, co ją palił wewnątrz, miała na tyle sił, że wstrzymała się od płaczu. Matka sama chciała ją położyć do łóżka, ale zaledwie zdołała związać jej włosy jak na noc, z takim pospiechem dziewczynka rozbierała się. Wśliznęła się między prześcieradła i szybko zamknęła oczy.
— Dobrze ci? — spytała Helena, nakrywając ją i otulając.
— Bardzo dobrze. Zostaw mnie, nie ruszaj... Zabierz światło.
Pragnęła tylko pozostać w ciemności, otworzyć oczy i pozostać z bólem swym tak, żeby ją nikt nie widział. Kiedy wyniesiono lampę szeroko rozwarła oczy.
Tuż obok, w drugim pokoju. Helena chodziła. Szczególną czuła potrzebę ruchu, myśl położenia się nieznośną była dla niej. Popatrzała na zegar; za dwadzieścia minut dziewiąta. Cóż będzie robiła? Przetrząsła szufladę sama nie wiedząc, czego szukała. Potem zbliżyła się do biblioteki, rzuciła okiem na książki i odeszła, znudzona już samem czytaniem tytułów. Od tej ciszy w pokoju brzęczało jej w uszach; ta samotność, to ciężkie powietrze sprawiało jej cierpienie. Chciałaby hałasu, ludzi, coś coby ją oderwało od niej samej Parę razy przysłuchiwała się przy drzwiach